czwartek, 25 września 2014

Pamiętacie jeszcze tę firmę Herbal Essences? :D

Pamiętacie jeszcze tę firmę Herbal Essences? :D


Jak zobaczyłam we Włoszech to nie mogłam się powstrzymać :D
Recenzji nie będzie bo co tu dużo pisać - pachnie obłędnie nawilża średnio :) ale raz nie zawsze:)




sobota, 20 września 2014

W pogoni za Niebieską Sensacją...

Niby nic, krem pod oczy. Ma nawilżać... Ale przecież nie obrazimy sie, jeśli będzie świetną bazą pod korektor na dzień. Oczywiście dogłębnie odżywiać nocą. Najlepiej jeszcze niwelować cienie. Likwidować zmarszczki. Odmładzać spojrzenie. Zmieniać kolor tęczówki...


Może tego ostatniego nie robił, może nie do końca radził sobie z cieniami, nie miał co likwidować (zmarch jeszcze nie mam), ale z pewnością nawilżał najlepiej niż jakikolwiek inny, który miałam. Aqua sensation krem pod oczy od Nivea. Stosowany raz w życiu, jakieś półtora roku temu. Odtąd nie mogę go znaleźć na rynku - w sklepach stacjonarnych. W Internecie pojawia się co jakiś czas, ale obawiam sie że ma już zmieniony skład... 

Teraz męczę inne kremy pod oczy i zmęczyć nie mogę... I tak gonię za Niebieską Sensacją w starej wersji od kilkunastu miesięcy ... 


Kochane jaki krem pod oczy mi polecacie? 


Chcę taki, że jak wstanę to będę czuła delikatny smooth pod oczami, skóra będzie idealnie nawilżona, napięta i sprężysta? Tylko takie coś mnie interesuje. 


Czekam na Wasze propozycje!

czwartek, 18 września 2014

Wardi Shan i walka z przebarwieniami :)

Cześć :)

przychodzę do Was dziś z nowinką kosmetyczną. Podjęłam walkę z moimi przebarwieniami. Wyczytałam ostatnio w Twoim Stylu, że przebarwienia bardziej niż zmarszczki dodają nam lat. I poczyniłam kilka obserwacji - wśród znajomych, rodziny, a także obcych ludzi na ulicy (pewnie jak większość z Was lubię po prostu obserwować mijających mnie ludzi) i rzeczywiście stwierdziłam, że jasna, promienista cera zdecydowanie odejmuje lat i dodaje uroku. 

Moje przebarwienia pojawiły się już kilka lat temu - mam cerę wrażliwą, skłonną do podrażnień i pękających naczynek, każdy nieprzyjaciel - mimo że wykończony bronią różną - zostawiał po sobie ślad mniej lub bardziej znaczny. 

Pierwszą rzeczą jaką postanowiłam by przede wszystkim zapobiegać przebarwieniom - droga była jedna - filtr przeciwsłoneczny! Nie tylko gdy lato w pełni, plażing, smażing, ale codziennie - czy lato czy zima, deszcz czy słońce. Póki co latem testowałam filtr Ziai +50, natomiast ten mocno mnie zapchał :( Powróciłam do Ziai +30. Teraz zastanawiam się nad Vichy +50. 

Kolejną rzeczą na jaką się zdecydowałam jest Effaclar Duo z LRP - krem złuszczający, oparty na kwasach.

I teraz najważniejsza rzecz, nowinka, którą testuję od kilku dni: mydełko Wardi Shan - z wyciągiem z pszenicy, mającej efekt rozjaśnienia i niwelowania przebarwień.







Jestem ogromnie ciekawa, jak sprawdzi się u mnie - widziałam wspaniałe efekty na blogach dziewczyn :) Póki co powiem Wam, że oczyszczenia lepszego w życiu nie miałam - skóra aż piszczy, ale nie jest napięta, tylko mięciutka :)

Mydełko zakupiłam za 29 zł w Mydlarni św. Franciszka. Nie mogę doczekać się efektów :)
Na jesień chcę kupić sobie Flavo C, z 8% zawartością witaminy C - miałyście go może??

Kochane, a jak Wy walczycie z przebarwieniami?

wtorek, 16 września 2014

Pani Kosmetyczna z wizytą (krótką) u Kosmetyczki

idzie Osoba do kosmetyczki. z duszą na ramieniu, z 70 zł w portfelu. pyta o żele. uzyskawszy wyczerpującą odpowiedź od miłej, Zadbanej Pani pyta o cenę owej przyjemności.

- 150 zł - odpowiada Zadbana Pani.
- ło huuur.... - myśli Osoba i grzecznie się żegna, po czym pędzi do drogerii i tak oto wychodzi z:
oraz:


w domu Osoba odnajduje jeszcze:


i tak oto Osoba postanawia wziąć "ręce" w swoje ręce!

A w Waszych miastach za ile można zrobić sobie żele? :D

niedziela, 14 września 2014

Dermika, Pure, Aktywny peeling enzymatyczny z papainą i żółtą glinką - recenzja :)

Cześć,

dzisiaj przychodzę do Was z recenzją Aktywnego peelingu enzymatycznego Dermiki z serii Pure.

Produkt przeznaczony jest do cery tłustej i mieszanej. Ja jestem właścicielką dodatkowo cery bardzo wrażliwej, podatnej na podrażnienia, a także z tendencją do pękających naczynek... Także jest kolorowo :D
żadne mikrodermabrazje, gruboziarniste peelingi nie wchodzą w grę... Za to kilka lat temu w grę wszedł to oto cudo i do tej pory utrzymuje się na pierwszym miejscu:





Przechodzę od razu do rzeczy: peeling jest genialny. Nie wiem czy to papaina, czy żółtka glinka czy enzymatyczna wersja w każdym razie moja cera po tym peelingu wygląda świetnie - jest nawilżona, wygładzona. Peeling przepięknie oczyszcza i zwęża pory. Jestem w trakcie kuracji mydełkiem Wardi Shan a także Effaclar Duo więc złuszczające się skórki goszczą na mojej twarzy często i muszę je regularnie usuwać.

Jedyny minus to cena - kiedyś kupowałam go w drogeriach za ok. 70 zł, natomiast teraz wycofano go z Rossmanów itp. Zaczęłam kupować przez internet i kosztuje około 42 zł.

To najlepszy peeling, jaki do tej pory miałam!

Co stosujecie do peelingowania twarzy? :)

piątek, 12 września 2014

Peeling kawowy - jak zrobić :)

Przychodzę z misją przekonania specptycznie nastawionych do peelingu kawowego. 

Plusy:
-tani
-naturalny
-idealnie wygładza, napina skórę
-poprawia koloryt
-pięknie pachnie (chyba, że zapach kawy wzbudza w was odruchy niepożądane:D)
-stosowany regularnie zmniejsza cellulit:)

Minusów - nie stwierdzono!

Potrzebujecie:

3-4 czubate łyżki kawusi mielonej

łyżkę ulubionego olejku

pompkę żelu pod prysznic


opcjonalnie cynamon i całość mieszamy


i przekładamy do pudełeczka (jeśli chcemy zachować na później..:))

Proste? Proste! Zróbcie raz - a już więcej nic nie będzie takie samo... <3

PS. Taki mały trik, jeśli ktoś się boi że będzie brudno w łazience :D - Jeśli macie wannę polecam Wam włożenie do niej dużej miski - i do miski dajemy jedną nóżkę, delikatnie zwilżamy, bierzemy część peelingu i porządnie, egernicznie wmasowujemy w skórę - od dołu nóg w górę. Najlepiej pozostawić go na skórze na jakiś czas - ja w tym celu owijam nogę folią spożywczą i biorę się za drugą część ciała :D Gdy przychodzi do zmywania peelingu - stawiam po kolei nogę do miski (która jest w wannie) i ciepłym, delikatnym strumieniem spłukuję wszystko do miski. Po spłukaniu jednej nogi wylewam zawartość miski do toalety - dzięki temu unikniemy zapchania rur. I druga nóżka to samo :)
spróbujecie...? :)



czwartek, 11 września 2014

:)

Kto się skusił na biedronkowe hiciory? :)

To kule musujące do kąpieli o smaku jagodowym i truskawkowym :) jeszcze ich nie próbowałam, bo aż szkoda.. pachną genialnie i ponoć koloryzują wodę! :) wiadomo raz na jakiś czas można się skusić, choć na ogół nie preferuję dodawania zbyt dużej ilości chemii do kapieli - czasem mam reakcje uczuleniowe...

To jak? Macie te słodziaki u siebie? :)


wtorek, 9 września 2014

Organique - masełka karite/shea recenzja

Dziś przychodzę do Was z recenzją najlepszych masełek do ciała, jakie kiedykolwiek przyszło mi stosować - a uwierzcie - sporo denek balsamowych już za mną. Masełka z masłem karite z Organique - po ich odkryciu nie zadowajają mnie już żadne inne nawilżacze do ciała (z wyjątkiem kropelki oleju z migdałów dolanego do kąpieli). Miałam już kilka opakowań o różnych zapachach - na jesienne wieczory stosowałam Pomarańcze z Chili, latem lubiłam Herbatę Oolong a ostatnio moim sercem zawładnął ten oto zapach - White Musk - pachnie jednocześnie czystością i perfumami.


Ale nie o zapach to chodzi (chociaż utrzymuje się on na skórze, pościeli, piżamie, szlafroku przez długi czas, co oczywiście jest plusem) - masełka te idealnie nawilżają moje ciało - można je stosować nawet co drugi dzień - daje tak głębokie nawilżenie. Masełko ma strukturę chropowatą, charakterystyczną dla masła shea - należy rozgrzać je w dłoniach i rozprowadzić po ciele. Minusem może być fakt, że produkt ma gęstą, dość ciężką konsystencję, z powodu czego dość długo się wchłania. Niestety zaraz po tym przychodzi mi na myśl kolejny minus - mianowicie cena. Niestety jest wysoka. Dostępne są wersje w kilku pojemnościach - najmniejsze - Panie w sklepie Organique przekładają produkt do specjalnych małych opakowań - wtedy kosztują około 19 zł Następnie mamy dwie pojemności: 100ml - 34,90 zł 200ml - 63,90 Ja decyduję się zazwyczaj na miniaturki za 19 zł lub na 100 ml. Oczywiście z racji wysokiej ceny muszę co jakiś czas zadowolić się innymi, mniej kochanym przez moją przesuszoną skórę dobrociami. Próbowałyście kiedyś tych masełek? Które inne balsamy - mocno nawilżające, a tańsze - polecacie? :)

poniedziałek, 8 września 2014

Olejomania

Cześć,

Dziewczyny - czy Wy też uległyście mani olejków - do twarzy, do ciała, na włosy, paznockie - antidotum na niemal wszystko?

Ja chyba uległam...


niedziela, 7 września 2014

Pielęgnacja cery :)

Cześć :)

Dzisiaj przychodzę z krótką prezentacją mojej aktualnej wieczornej pielęgnacji cery :)









Do zmycia makijażu używam płynu micelarnego z Garniera 3in1, oczy zmywam Mixtą (świetnie działa - rozpuszcza każdy tusz!), później twarz myje żelem micelarnym Oillan i na końcu nakładam krem z LRP. Ziaję używam na dzień.


Ostatnio totalnie zrezygnowałam z dotykania twarzy wodą - nawet Oillan można używać bez wody. Zobaczymy jakie będą tego efekty. Kurację Effaclar Duo prowadzę o 2 tygodni - dam znać potem jak się spisał :)


Czy któryś z tych kosmetyków używacie również i Wy? :)

Pozdrawiam, jeszcze wakacyjnie... ;)




sobota, 6 września 2014

Kosmetyki KIKO - recenzja pomadki

Cześć :)

Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją pomadek KIKO - niewiele o tej firmie słyszy się na polskich blogach, z pewnością dlatego, że nie ma ona w Polsce stałej dystrybucji. 

Produkty KIKO pochodzą z Włoch - swoje korzenie mają w przepięknym Mediolanie. We Włoszech w centrum każdego większego miasta znajdziecie po kilka sklepów KiKO - wielu porównuje je z polskim Inglotem lub tańszą wersją MAC. 

Będąc na wakacjach wiedziałam, że bez kosmetycznych pamiątek się nie obejdzie - początkowo nastawiałam się na pomadkę MAC ale zajrzawszy do KIKO, wypróbowaniu ich kosmetyków i przede wszystkim zobaczeniu cen - stwierdziłam, że wolę kilka kosmetyków KIKO niż jedną pomadkę MACA, która cenowo nie odbiegała od tych, które mogę znaleźć w moim mieście.

Zdecydowałam się na KIKO kolorek 513. Oto ona:)





Minusy:
-słaba dostępność
-lekko przesusza usta

Plusy:
-cena
-sprawia wrażenie że zęby są bielsze
-długo się utrzymuje (nawet po jedzeniu pigment zostaje jeszcze przez jakiś czas)
-rewelacyjna pigmentacja
-olbrzymia baza kolorów - z pewnością znajdziecie w niej odpowiedniki MACowskie




Inne produkty na jakie się skusiłam to sławetne lakiery (choć moja opinia o nich odmienna...), błyszczyk oraz czekoladowy bronzer  :)

Miałyście coś z KIKO? Jakie są Wasze opinie o tych kosmetykach?

piątek, 5 września 2014

Dziewczyny!!
Jak wszystkie wiemy - wysoka cena nie zawsze oznacza wysoką jakość - i odwrotnie - niska cena może świadczyć o bardzo dobrej jakości. Mimo, że kieszeń boli za każdym razem gdy produkt okazuje się kompletną klapą, to jednak  ręka z obawy przed porażką drży bardziej przy wydawaniu większej kwoty. 

Mnie najbardziej bolą buble z serii KWC - te płonne nadzieje na cudowną cerę, idealnie lśniące włosy czy twarde jak głaz paznokcie, które pryskają jak mydlana bańka tuż po pierwszym użyciu.

Przedstawiam więc moja listę anty-KWC:

1. Olejek arganowy (stosowany na cerę) - działał u mnie tragicznie - wysyp podskórnych krostek w ilości niemożebnej... cała metoda OCM nie dla mnie - niestety :(

2. Vichy Normaderm żel myjący - wielka miłość przerodziła się w wielką nienawiść - pod koniec naszego związku używałam go do mycia pędzli...

3. Skinoren - produkt na podskórne wypryski - parzący wstręciuch

Co najbardziej rozczarowało Was z KWC?


Przy okazji przedstawiam dzisiejszy  OOTD - piątkowy zwyklak :) :)



czwartek, 4 września 2014

SLSom mówimy stanowcze... być może! :D

Dziewczyny!!! 

Dziś temat SLS, SSLSów i wszystkich złych rzeczy, które przez lata używałyśmy z powodzeniem, a których sprawdzanie od jakiegoś czasu jest nieodzwoną częścią zakupów kosmetycznych - przynajmniej u mnie. Nasłuchałam się, pewnie jak i Wy, wiele okropieństw na temat niewinnie nazywającego się paskudztwa, które, jak ostatnio wyczytałam być może jest przyczyną raka skóry... Zaczęłam przeczesywać sklepowe półki z komsmetykami , po to aby każdego biedaka z zawartością trzech lub czterech zakazanych liter odkładać z powrotem na miejsce (czasem z bólem serca - no bo kosmetyk KWC, no ale jednak z SSL = nie próbuję). 

I tak trochę to trwało, aż zrozumiałam że nie zawsze SLS takie złe i pokornie wróciłam do szamponów, po których moje włosy dało się jakoś normalnie rozczesać, po których błyszczały i wyglądały na zdrowe i puszyste. W niektórych produktach nadal unikam SSL - chodzi głównie o żele do twarzy, ale nie rezygnuje z nich w kontekście płynów i żeli do kąpieli - i chyba nie zrezygnuję... 

Co myślicie na ten temat? Dałyście się zwariować na punkcie "SLSom nie"? 


Pozdrawiam Was ciepło :)



wtorek, 2 września 2014

Projekt Denko!! :)

Dziewczyny!! Jak to u Was jest z projektem denko?? Wydaje mi się, że funkcjonują trzy modele: 

1. nie kupuję nowego zanim nie wykończę poprzedniego 
2. kupuję nowe, ale zanim otworzę czekam aż wykończę poprzedni 
3. kupuję nowe, otwieram w trakcie korzystania z poprzedniego...a nawet poprze-poprzedniego... 

Ja chyba jestem typem każdego denkowicza - w zależności od produktu. Najgorzej idzie mi z wykańczaniem odżywek do włosów, które się nie sprawdzają, mam również otwartych zbyt dużo balsamów. Typ "2" reprezentuję w przypadku płynów micelarnych i produktów, które kończą się w zastraszającym tempie i podświadomie nie chcę dopuścić do sytuacji, gdy wieczorem przyjdzie mi zmywać twarz oliwą z oliwek! Nieźle natomiast radzę sobie z korzystaniem z podkładów i pudrów - jeśli mam swój ulubiony nie sięgam po inne póki się nie skończy - a często gdy się skończy pędzę po dokładnie ten sam...  

Jak jest z Wami? 1,2,3 typ "Denkowicza"? 

Jeszcze jedna nurtująca sprawa: Czy robicie wyjątek w przypadku kosmetyku, który zupełnie się nie sprawdza - wyrzucacie, wydajecie czy ostatkiem sił walczycie i kończycie? Ja wyrzutów sumienia nie mam w przypadku kremów do twarzy - jeśli coś mi się nie sprawdza - odstawiam, nie wracam - bez większych sentymentów. 

Pozdrawiam Was ciepło! 



poniedziałek, 1 września 2014

Szósta rano, pierwszy raz i InvisiBobble

Dziewczyny!!!

Wita Was kolejna: włosomaniaczka, urodomaniaczka, kosmetykomaniaczka i niestety (lub stety) zakupoholiczka :D

Zakładam bloga dzisiaj, zakładam bloga niespodziewanie (choć z zamiarem noszę się od kilku lat), zakładam go o 6 rano w poniedziałek - bo poczułam, że albo teraz albo nigdy! Zakładam bloga bo skończyłam studia i wreszcie więcej czasu, zakładam, bo za oknem dudni deszcz aż szyby się trzęsą, bo idzie jesień i długie wieczory, bo bardzo, bardzo kocham pisać :)

Obudzona z dziwnym dreszczykiem emocji - pomyślałam: nie teraz to nigdy! Wstałam - jeszcze w piżamach i zastanawiając się nad pierwszym wpisem omiotłam wzrokiem mój maleńki pokój i wybór pierwszej recenzji padł na IvisiBobble - zbawienne gumki do włosów dzięki którym choć trochę moich kłaczków pozostało grzecznie na łepetynie.

Cena: około 12-15 zł/ 3 gumki (można też pojedynczo wtedy ok. 5 zł gumka)
Dostępność: zestaw trzech gumek zakupiłam przy okazji zakupu nowego TT na www.mintishop.pl (doszły na drugi dzień! to najszybsza drogeria internetowa jaką znam:p)
Plusy:
-stosunkowo tanie
-nie wyrywają włosów, nie plączą włosów,
-genialnie trzymają zarówno grube jak i cienkie włosy (przetestowałam na wszystkich możliwych kobietach z otoczenia)
-długowieczne - tzn nie rozciągają się (jak zwykłe gumki), po zdjęciu z włosów wracają do swojej postaci
-duża gama kolorystyczna

Minusy:
-dostępne jedynie przez Internet (chyba że o czymś nie wiem/?)
- nie do końca podoba mi się efekt jak wyglądają na włosach - dużo osób pyta mnie co mam na głowie... :D
-kwestia koloru - niby dużo, jednak ja uwielbiam gumki w kolorze włosów, nierzucające się w oczy - a ciężko
dobrać do ciemnego blondu koloru gumek.

zdjęcie pochodzi z: estyl.pl

Na dzisiaj tyle!!! :)
Miłego tygodnia! mykam do pracy:D