czwartek, 4 września 2014

SLSom mówimy stanowcze... być może! :D

Dziewczyny!!! 

Dziś temat SLS, SSLSów i wszystkich złych rzeczy, które przez lata używałyśmy z powodzeniem, a których sprawdzanie od jakiegoś czasu jest nieodzwoną częścią zakupów kosmetycznych - przynajmniej u mnie. Nasłuchałam się, pewnie jak i Wy, wiele okropieństw na temat niewinnie nazywającego się paskudztwa, które, jak ostatnio wyczytałam być może jest przyczyną raka skóry... Zaczęłam przeczesywać sklepowe półki z komsmetykami , po to aby każdego biedaka z zawartością trzech lub czterech zakazanych liter odkładać z powrotem na miejsce (czasem z bólem serca - no bo kosmetyk KWC, no ale jednak z SSL = nie próbuję). 

I tak trochę to trwało, aż zrozumiałam że nie zawsze SLS takie złe i pokornie wróciłam do szamponów, po których moje włosy dało się jakoś normalnie rozczesać, po których błyszczały i wyglądały na zdrowe i puszyste. W niektórych produktach nadal unikam SSL - chodzi głównie o żele do twarzy, ale nie rezygnuje z nich w kontekście płynów i żeli do kąpieli - i chyba nie zrezygnuję... 

Co myślicie na ten temat? Dałyście się zwariować na punkcie "SLSom nie"? 


Pozdrawiam Was ciepło :)



2 komentarze:

  1. Ja wierzę w ich złe działanie, ale nie popadam w paranoję :) Kiedy mogę kupić coś bez SLS-robię to. Ale jeśli nic takiego nie wpada mi w oko zadowalam się produktem z SLS i ich zamiennikami :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokładnie mam to samo podejście:)

    OdpowiedzUsuń